W Polsce realia są takie, że dziecko i jego rodzice trafiają w pierwszej kolejności do środowiska lekarskiego, które wywiera presję na implantowanie i tworzy rodzicom nadzieję, że dzięki temu dziecko będzie normalnie funkcjonować. I funkcjonalnie to się może udać. Ale w rzeczywistości ono zawsze będzie głuche i nie odnajdzie się w społeczności słyszących.
Przede wszystkim, że będzie nie ich, że zostanie im zabrane w jakiś sposób, że nie będzie takie jak oni. Efekt jest taki, że na siłę wtłaczają dziecko w społeczność słyszących, nie wiedząc i nie rozumiejąc, że to nie zadziała. Znam tysiące głuchych fantastycznie zrehabilitowanych przez swoich rodziców, którzy w momencie, kiedy osiągnęli dorosłość i niezależność decydowania o sobie, natychmiast odnaleźli środowisko głuchych i nauczyli się języka migowego. Bo głusi w sposób naturalny ciągną do głuchych. W tym środowisku są sobą, w środowisku słyszących muszą ciągle starać się i być kimś, kim nigdy nie będą, bo są nieakceptowani.